14 lut 2015

Miłość to coś więcej niż przywiązanie



            - Kocham cię – zdążyłam jedynie usłyszeć te dwa słowa.
            Nicolas leżał na szpitalnym łóżku, a wokół niego stało pięciu wampirów. W szóstkę staliśmy i patrzyliśmy jak mój chłopak łapczywie łapie powietrze krztusząc się i wymiotując krwią. Gdyby nie to, że widziałam taki widok już kila razy pewnie musiałabym opuścić salę. Po kilku chwilach Nic odpłynął w nicość, a ja mogłam jedynie stać obok łóżka i ściskać jego chłodną dłoń. Poczułam rękę na swoim barku, niepewnie odwróciłam głowę i zorientowałam się, że to mój przyjaciel - Paul.
            - Musimy iść – powiedział dość łagodnie, a ja bez zastanowienia pokręciłam przecząco głową. Obiecałam, ze podczas całej przemiany będę przy nim. Nie mogłam opuścić go w tak ważnym momencie. – Ismena nie marudź. Już mu nie pomożesz – powiedział, a ja niechętnie zdecydowałam, że pójdę razem z półtora wiecznym wampirem.
Ostatni raz spojrzałam na Nicolasa i puściłam jego dłoń. Bez słowa pożegnania opuściłam go i wyszłam z sali, a za mną reszta kompanii. Kilka pięter pokonałam schodami, w wampirzym tempie. Na szczęście nie spotkałam żadnej ludzkiej istoty, inaczej mogłoby się to skończyć tragicznie dla owej osoby. Po opuszczeniu szpitala od razu podbiegłam do jednego z drzew i wyładowując na nim swoją złość złamałam je na pół.
Paul wraz z Jamesem szybko zaczęli naprawiać moją szkodę hipnotyzując ludzi patrzących na całe zdarzenie. Miałam to gdzieś, osoba którą naprawdę kochałam leżała teraz na szpitalnym łóżku, w głębi siebie wijąc się z przeszywającego ją bólu. Jeśli Nicolasowi uda się przejść przemianę nigdy mi tego nie wybaczy, wszystko miało być zrobione w stu procentach bezboleśnie. Nic. Miał zasnąć jako człowiek i obudzić się jako wampir, nic więcej.
Ponownie poczułam dłoń na swoim barku i już zamachnęłam się, aby uderzyć Paula, gdy zauważyłam, że wampirem stającym za mną jest mój ojciec, a nie przyjaciel. Ze łzami w oczach wtuliłam się w jego. Mężczyzna odepchnął mnie od razu, z gniewem w oczach.
- Ismeno, co ty wyprawiasz! – zbeształ mnie. – Co ty sobie wyobrażasz, jaki wampir płacze? – zapytał, a ja widziałam, że jego oczy płonęły gniewem.
- Tato – powiedziałam błagalnie.
- Wampir musi być twardy – krzyczał patrząc mi prosto w oczy.
Ojciec od zawsze wychowywał mnie twardo, nieraz gdy byłam dzieckiem dostałam pasem. Od kiedy jesteśmy wampirami tata nie ustępuje nawet w najmniejszych sytuacjach. Uważa, że bycie nadprzyrodzonym zmusza nas do braku uczuć i nieokazywania słabości. Jedynie w kwestii Nicolasa udało mi się postawić. Wprawdzie ojciec zrozumiał, że wampir może się zakochać w człowieku tylko i wyłącznie, gdy ponad połowa naszego klanu postawiła ultimatum o odejściu. Otarłam łzy i stanęłam wyprostowana naprzeciwko mężczyzny.
- Przepraszam – powiedziałam twardo, a na twarzy taty zabłysnął triumfalny uśmiech. Nie odpowiedział nic tylko odwrócił się na piecie i jak gdyby nigdy nic wsiadł do samochodu i odjechał.
Chwilę później na miejscu, gdzie stał ojciec pojawił się Paul.
- Musimy jechać.
Pokiwałam jedynie głową i powiedziałam coś w stylu zaraz do was dołączę. Paul zniknął sprzed moich oczu, a ja ostatni raz spojrzałam na szpital, w którym przechodził przemianę mój narzeczony. Ponownie w oku zakręciła mi się łza, lecz błyskawicznie ją otarłam. Wzięłam kilka głębokich wdechów i ruszyłam w stronę samochodu. Musiałam usiąść na tylnym siedzeniu bo James wcisnął się na moje miejsce obok kierowcy. Nie miałam kompletnie siły na kłótnie o tak błahą sprawę.
- Kto z nim został? – zapytałam, gdy Paul włączył się do ruchu.
- Tamara. Przyjechała przed chwilą – opowiedział, a ja nie chciałam już drążyć tego tematu.
Jechaliśmy wzdłuż różnych ulic, a ja po kilkunastu minutach przestałam śledzić tor naszej jazdy. Zagłębiłam się we wspomnieniach.

*Retrospekcja pierwsza*

Nie zdążyłam otworzyć oczu, a już słyszałam jak Nicolas krząta się po kuchni gubiąc co rusz to przykrywkę od garnka, to drewnianą łyżkę. Po chwili do mojego czułego nosa dotarła woń zupy jarzynowej i naleśników. Leniwie przeciągnęłam się i podrapałam po brzuchu. Szczęśliwa leżałam jeszcze kilka chwil, później postanowiłam, że wybiorę jakąś sukienkę. Podeszłam, choć lepszym określeniem będzie podbiegłam do szafy i wygrzebałam z niej krótką sukienkę we wrzosowym kolorze. Jednym zwinnym ruchem zrzuciłam z siebie ręcznik i ubrałam przygotowaną sukienkę. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze i udałam się do kuchni. Na miejscu obaczyłam jak Nic krząta się po swoim żywiole – kuchni. Po cichu odsunęłam krzesło i właśnie wtedy odezwał się mój chłopak.
            - Cześć kochanie – powiedział wesoło, lekko unosząc głowę i patrząc w szybę szafki.
            - Ejj! Nie jesteś wampirem, więc nie powinieneś tego słyszeć.
            - Też cię kocham – powiedział z promiennym uśmiechem na ustach, odwracając się w moją stronę. Odłożył miskę z ciastem na naleśniki na blat szafki i pewnym krokiem podszedł do mnie. Nachylił się i na moich ustach złożył przelotnego całusa.
            - Liczyłam na coś więcej – powiedziałam, widząc jak Nic odwraca się i powrotem wraca do smażenia naleśników.
            - Niestety kochanie, masz zamiar wyjść za mąż za kucharza. Musisz liczyć się z faktem, że w moim życiu będzie jeszcze jedna kobieta oprócz ciebie. – Zmarszczyłam brwi, w pierwszej chwili sądziłam, że Nic mnie zdradził. – Kuchnia. Z kuchnią będziesz musiała się mną dzielić.
*Koniec retrospekcji pierwszej*

Uśmiechnęłam się od ucha do ucha na to wspomnienie. Nasze poranne rozmowy. Od dokładnie pięciu lat byłam w związku z Nicolasem, a codziennie umiał mnie zaskakiwać. Była to jedna z rzeczy za które go kochałam. Otrząsnęłam się z zamyślenia i wyjrzałam za okno. Jechaliśmy leśną ścieżką, pośród sosen i świerków. W naszych okolicach nigdy nie spotkałam się z lasem iglastym.
- Gdzie my jesteśmy? –zapytałam chłopaków prostując się na tylnym siedzeniu.
- Kilkanaście kilometrów za miastem. Jedziemy zapolować. Musimy mieć siłę, aby zapanować nad Nicolasem.
Na tych słowach ponownie zagłębiłam się we wspomnieniach.

*Retrospekcja druga*

- Mogę w czymś pomóc? – usłyszałam ciche pytanie za plecami. Myślałam, że to kolejny dupek szuka taniej laski na jedną noc i stara się poderwać mnie na dżentelmeńskie zachowanie. Odwróciłam się i moje oczy spotkały się z zielono- niebieskimi tęczówkami przystojnego mężczyzny.
- W zasadzie nie – odpowiedziałam niepewnie.
Staliśmy i uśmiechaliśmy się do siebie jak para nastolatków. Mogłabym wtedy tak stać i patrzeć w jego szczęśliwe oczy. Jeszcze nigdy żaden człowiek tak na mnie nie wpłynął.

*Koniec retrospekcji drugiej*

Nie miałam nawet czasu na zagłębienie się bardziej w tym wspomnieniu, ponieważ poczułam wibracje mojego telefonu. Szybko wyciągnęłam komórkę i zobaczyłam zdjęcie Tatiany na wyświetlaczu. Od razu po tym spojrzałam na godzinę. Minęło dopiero pół godziny od wszczepienia eliksiru. Jednym ruchem odebrałam połączenie i przyłożyłam telefon do ucha. Czekałam, aż wampirzyca skończy mi opowiadać co się wydarzyło. Po skończeniu rozłączyłam się i odrzuciłam telefon na siedzenie.
- Zawracamy – powiedziałam ostro, a Paul od razu to zrobił.
Do miasta jechaliśmy kilka minut, ponieważ mój przyjaciel postanowił zasłużyć na kilka mandatów. Pod szpitalem znaleźliśmy się po dziesięciu minutach od telefonu Tatiany. W wampirzym tempie wbiegłam do budynku i po chwili byłam już w sali 501. Zauważyłam, że wokół łóżka Nicolasa znajduje się ogromna ilość ludzi i wampirów. Każdy stał ze smutnymi minami, a po oczach mogłam się zorientować, że jest jeszcze gorzej. Podeszłam bliżej i zobaczyłam, że Nicolas jest cały biały.
- Niee! – z moich ust wyrwał się jedynie krzyk, łzy zalały mi całą twarz. O mało nie upadłam, dzięki pomoc Paula. Złapał mnie mocno i przytulił do piersi.
- Wyjdźcie stąd, niech zostanie tylko lekarz – usłyszałam, jak James wyprasza wszystkich z sali.
Ludzie w towarzystwie wampirów pośpiesznie opuścili pomieszczenie zostawiając w niej tylko cztery osoby. Mnie, Paula, Federico, lekarza prowadzącego pobyt w szpitalu mojego chłopaka i Nicolasa. Mężczyzna spojrzał na mnie, a później na Paula stojącego obok mnie.
- Jaka będzie oficjalna przyczyna zgonu? – zapytał bez uczuć w głosie.
- Co proponujesz? – Paul odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Przedawkowanie, wszystko będzie się zgadzało.
Paul pokiwał twierdząco głową, a ja wiedziałam, ze muszę wkroczyć do akcji.
- Nie – powiedziałam spokojnie. – Chcę, aby Nicolas odszedł w spokoju. Napisz, że zmarł z powodu jakiejś infekcji.
Federico pokiwał głową i zaczął ponownie bazgrać po kartkach. Po kilku chwilach wszystko było już uzupełnione. Lekarz pożegnał się z nami skinieniem głowy i zostawił naszą trójkę w samotności. Paul postanowił, że powinnam teraz zostać z Nicolasem sam na sam, aby się pożegnać. Gdy drzwi się zamknęły podeszłam do łóżka i przytuliłam się do zimnego już ciała Nicolasa. Z moich oczu popłynęły łzy, których nie potrafiłam zahamować. Gdy pierwsza faza minęła, byłam na niego zła.
Usiadłam na krześle obok łóżka i zaczęłam swój monolog
- Ja mogłeś mi to zrobić? Dziś, w dniu naszej rocznicy. Od dokładnie pięciu lat się znamy. Tak się nie robi! Od pięciu lat dzień 14. lutego był dla mnie najlepszym dniem. A teraz, to dzień twojej śmierci. Jak mogłeś. Nigdy tego nie wybaczę tobie, ani sobie. Nie będę potrafić tak żyć. Wybacz, wiem, że być może nie chciałbyś abym tak zrobiła, ale muszę.
Schyliłam się i pocałowałam zimny policzek Nicolasa. Wzięłam do ręki drewniany taboret na którym przed chwilką siedziałam i uderzyłam nim o podłogę. Z połamanych części wygrzebałam drewniany kołek i jednym zdecydowanym pchnięcie wbiłam go sobie w sam środek serca. Po chwili zauważyłam, jak do sali wpada Paul z Jamesem. Było już za późno, nie dali rady mnie odratować. Byłam bezpieczna, bo nikt już nie mógł mi przeszkodzić. Zdołałam jedynie wypowiedzieć ostatnie słowa.
- Na zawsze razem.

3 komentarze:

Szablon by Impressole