Leżał
przykryty ciemnozieloną kołdrą. Jedwabny materiał delikatnie otulał jego chore
i zmęczone ciało. Nie słyszał nic prócz głośno tykającego zegara. Przymknął
powieki utkwione dotąd w srebrnym suficie. I czekał.
Mijały sekundy… minuty… godziny…
Aż wreszcie do jego uszu dotarł stukot
szpilek. Kochał ten dźwięk. Poruszała się z taką gracją i lekkością, że
wydawało mu się to wręcz niewyobrażalne. Na jego blade usta mimowolnie wpłynął
słaby uśmiech. Nie potrafił uwierzyć, że tak się zmieniła. Z cichej kujonki nie
widzącej nic poza książkami – stała się szanowaną panią doktor pełną wdzięku i
klasy. Kto wie? Pewnie gdyby był zdrowy, to już zabiegałby o jej względy, a
piękna szatynka z czasem wylądowałaby w jego łóżku. Ironia sama pchała się na
usta. Myślisz o Granger, matole –
zganiał się.
Ciszę w pomieszczeniu zagłuszył zgrzyt
otwieranych drzwi. Do bogato urządzonej sypialni weszła kobieta z marzeń chyba
każdego faceta. Pierwsze co rzucało się w oczy to długie, zgrabne nogi odziane
w niebotycznie wysokie szpilki. Wędrował wzrokiem w górę aż natrafił na czarną
sukienkę, idealnie przylegającą do jej niesamowitego ciała. Materiał podkreślał
zaokrąglone biodra i sporych rozmiarów piersi. Najdłużej zapatrzył się właśnie
w dekolt, co chyba nie spodobało się szatynce, gdyż nie omieszkała przerwać
jego fantazji.
- Dzień dobry, panie Malfoy. – wywrócił
oczami na ten oficjalny zwrot.
- Cześć, Granger. – posłał w jej stronę
ironiczny uśmiech na który nawet nie spojrzała, zajęta wyjmowaniem teczki z
dużej czarnej torby.
Patrzył jak wyciąga plik dokumentów i
marszczy nos. Wyprostowana niczym struna, podeszła do łóżka i przysiadła na
jego krańcu. W skupieniu czekał aż kobieta poinformuje go o wynikach badań. Bał
się tego co miał zaraz usłyszeć. Z postawy Granger nie umiał wiele wyczytać.
Jej twarz nie wyrażała jakichkolwiek emocji.
- Pogorszyło się – powiedziała na jednym
wdechu. Te dwa słowa wbiły się w jego czaszkę niczym tysiące sztyletów. Serce
zabiło boleśnie w piersi, a z gardła wydobył się jęk rozpaczy.
- Ile mi zostało czasu? – spytał drżącym
głosem i zaczął nerwowo skubać róg kołdry.
Hermiona westchnęła i posłała mu
współczujące spojrzenie.
- Szacuje się, że jakieś siedem miesięcy…
~~*~~
Z każdym dniem czuł się coraz gorzej.
Rak boleśnie wyniszczał jego organizm. Nie było dla niego żadnego ratunku. Stan
blondyna, o ile to w ogóle możliwe, pogorszył się jeszcze bardziej z chwilą,
gdy przeczytał o sobie w Proroku Codziennym. Rita Skeeter szukając taniej
sensacji postanowiła okrutnie zabawić się jego kosztem.
Jak można się było spodziewać – od razu
posypały się listy pełne współczucia. Rzecz jasna, nie wszystkie. Wśród stosu
kopert znalazły się i takie, które swoją zawartością przypominały mężczyźnie o
strasznej przeszłości. Wytykanie mu bycia śmierciożercą, szczególnie w takim
momencie jego życia, nie dodawało mu otuchy. Prawdę mówiąc, to żaden list nie
dodawał mu otuchy. Miał ochotę krzyczeć, gdy czytał te teksty typu: „Wszystko
będzie dobrze”.
Hermiona cały czas była przy nim. Nie
zrażały ją jego docinki, którymi obdarzał ją, gdy miał gorsze dni. Słuchała
wytrwale i tylko kręciła głową ze zrezygnowaniem. Wcale nie musiała przy nim
siedzieć i go niańczyć. Zakres jej obowiązków tego nie obejmował. Była tylko
jego lekarzem prowadzącym. Dlaczego więc przychodziła do niego codziennie? Wstyd
się przyznać, ale pannie Granger chyba zaczęło zależeć na tym podłym
arystokracie. Poświęcała swój cały wolny czas dla tego blond kretyna, a nie usłyszała
nawet głupiego podziękowania.
W głowie szatynki panował totalny chaos.
Wiedziała, że żadne lekarstwo nie uratuje blondyna. Zrobić to mogła tylko ona.
Ale jak? Jak ma wbić kły w szyję tego biednego chłopaka i zadać mu ból nie do
opisania?
Po jej plecach przechodzą ciarki, gdy
wraca wspomnieniami do tej tragicznej nocy, podczas której została przemieniona
w wampira. Dochodziła do siebie bardzo długo. Przez pierwsze miesiące unikała
ludzi jak tylko mogła. Nie dlatego, iż obawiała się ataku ze swojej strony. Z
tym akurat nie miała najmniejszego problemu. Pożądała krwi – to prawda – ale
nie do tego stopnia, by w przypływie żądzy rzucić się na bezbronnego człowieka.
Bała się, że ktoś w jakiś niewytłumaczalny sposób mógłby zauważyć jej
odmienność. I choć wampiry, wbrew pozorom, nie różnią się zbytnio od ludzkiej
rasy, to i tak w pannie Granger pozostawał lęk.
Wracając do Dracona – dwudziestolatek
stopniowo popadał w depresję. Uważał, że nie ma już po co żyć. Jego rodzice
gniją w Azkabanie i raczej już z niego nie wyjdą. Najlepszy kumpel, Blaise
Zabini, szlaja się po świecie ze świeżo upieczoną żoną. Właśnie. Żona. Na samo
to słowo, w jego głowie pojawiał się obraz Granger. Serce boleśnie ściskało mu
się w piersi. On nigdy nie będzie miał żony ani dzieci. Cóż za ironia. Zawsze
myślał, że będzie wiecznym kawalerem z gorącymi panienkami u boku, a teraz, gdy
umiera, zaczął marzyć o rodzinie.
Sam nie wiedział co pchnęło go do tego,
by podciąć sobie żyły. Może widok szklanki, która niefortunnie spadła na
podłogę, gdy wyciągnął po nią rękę. Jak w amoku podniósł największy odłamek
szkła. Przyglądał mu się przez chwilę, podczas gdy w jego głowie toczyła się
istna walka.
I
tak umrzesz. Co za różnica, czy teraz, czy za kilka miesięcy?
Ostatecznie zagłębił odłamek w
nadgarstku. Patrzył na wypływającą strumieniami krew. Delektował się bólem,
który pozwalał mu zapomnieć o koszmarnej rzeczywistości. Jego głowa opadła na
poduszkę, a mętny wzrok śledził poczynania spływającej krwi. Szkarłatna ciecz
już zdążyła zabrudzić drogą jedwabną pościel. Był tak zapatrzony, że nawet nie dostrzegł
drobnej brązowowłosej osóbki stojącej w drzwiach.
- Malfoy, coś ty zrobił? – spytała nie
zdolna do jakiegokolwiek ruchu. Kuszący zapach krwi rozprzestrzenił się
docierając do jej nozdrzy.
Przeniósł wzrok na nią, a dokładniej na
jej szkarłatne tęczówki. W jednej chwili, jak za strzałą Amora, oboje zrozumieli,
że są w sobie szaleńczo zakochani. Mijały sekundy, a blondyn z powodu braku
krwi – stawał się coraz słabszy.
- Uratuj mnie, Granger – wyszeptał
tylko. Zrozumiał, że wcale nie chce umierać, a jakieś dziwne przeczucie mówiło
mu, że ma szanse na normalne życie. Bez choroby. Niczego nie rozumiał, ale
poddał się temu co podpowiadało mu serce.
Hermionie nie trzeba było dwa razy
powtarzać. Dziewczyna zwinnym i szybkim ruchem znalazła się przy Draconie i
podtrzymywała jego rękę, by po niecałej sekundzie zatopić w niej kły. Uparcie
ignorowała myśli o przepysznym smaku krwi ludzkiej, tak różnej od zwierzęcej,
którą dotąd się żywiła. Teraz liczyło się tylko to by uratować ukochanego i
pozwolić mu już na zawsze być niej.
~~*~~
Stała przy wielkim oknie i wpatrywała
się w gwiazdy. Czekała aż blondyn się obudzi. Nachodziły ją złe przeczucia, że
być może zrobiła coś nie tak jak trzeba. Dochodziła północ, a chłopak od kilku
godzin leżał bez życia.
- Hermiono…– błyskawicznie odwróciła głowę w stronę aksamitnego
dźwięku.
Draco podpierał się na łokciach i
patrzył na nią z lekkim uśmiechem. Nie mógł uwierzyć, że to dzieje się
naprawdę. Jest wolny od choroby, a na dodatek stał się wampirem. Jak to
możliwe?
Wszelkie myśli uleciały z jego głowy,
gdy ukochana z gracją usiadła na skraju łóżka. Tak pięknie wyglądała w blasku
Księżyca, który tworzył poświatę padającą na szatynkę. Uniósł dłoń, która
leniwie założyła jej kosmyk włosów za ucho. Cały czas wpatrywał się w jej
kuszące usta, których tak bardzo chciał skosztować. Już miał to zrobić, gdy…
~~*~~
Zlany potem podniósł się do pozycji
siedzącej. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzał się po pomieszczeniu, które było
jego hogwarckim dormitorium. Serce biło mu w piersi szaleńczym rytmem, a oddech
zdawał się być przeraźliwie ciężki.
- Cholera. Serce? Oddech? – nic z tego
nie rozumiał. Przecież wampirom nie bije serce. Oni nie oddychają. I skąd on
się wziął w Hogwarcie?
Drżącą, z nadmiaru emocji, ręką chwycił
różdżkę i wyszeptał Lumos. Ciemność
panująca dotąd w pokoju, została zastąpiona przyjemnym blaskiem bijącym z końca
magicznego patyka. Draco próbując uspokoić oddech, spojrzał na szafkę gdzie
spoczywał mały zegar. Wskazywał parę minut po północy.
- Opanuj się. To tylko głupi sen, Malfoy.–
szeptał.
Utwierdził go w tym magiczny kalendarzyk
stojący nieopodal zegara. Data: 25 czerwca 1999 roku. Dziś kończy ostatni rok
nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. To ostatnia noc w tym
miejscu. Kątem oka spojrzał na spakowany kufer leżący w rogu sypialni. Tak. To
koniec jego przygody w Hogwarcie.
I tak Draco Malfoy żył w przekonaniu, że
to tylko głupi, nic nie znaczący sen. Nie spodziewał się, że choroba złapie go
w swoje sidła, a jedyną osobą, która będzie w stanie go uratować jest właśnie
Hermiona Granger.
Gdyby tylko spojrzał wtedy w pociągu na
jej szyję, to bez problemu dostrzegłby dwie maleńkie, ledwie widoczne kropki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz